Choć może się wydawać inaczej, to właśnie on wyłożył inicjatywę powstania Pink Floyd, to on zebrał i zmotywował ekipę, on pomagał komponować i pisać teksty, i wreszcie, po odejściu Syda Barretta, on został liderem i głównym twórcą. A teraz jest genialnym solistą, inspirującym człowiekiem. Tę postać dzielę na trzy etapy działalności - stary Roger Waters, Punkt Kulminacyjny i nowy Roger Waters. Stary Roger to lata jego młodości, i czas wieku średniego, czyli odległa przeszłość, gdy należał do Pink Floyd. Punkt Kulminacyjny to odejście z Pink Floyd, pierwsze lata kariery solowej. Natomiast etap Nowego Rogera zaczyna się w 1997 roku, i trwa do dziś. Gdy trwał etap Starego Rogera, szlifował on swój talent, ale jednak cały czas pozostawał w cieniu, najpierw Syda Barretta, potem Davida Gilmoura. Był pomocnikiem. I nie ukrywajmy, nie był wtedy najatrakcyjniejszy fizycznie. Wyglądał przeciętnie, w sumie można by rzec, był nieco brzydki, do pięknego mu sporo brakowało. Najpierw dziewczyny szalały za Sydem, potem Davidem, a w międzyczasie za Wrightem a Masonem. On zaś cieszył się raczej kiepskim powodzeniem, choć oczywiście w żadnym wypadku nie twierdzę, że zerowym, bo miał swoje wielbicielki. Czasami pewni specyficzni internauci śmieją się z niego na swoim dziwacznych małowartościowych forach, widząc jego zdjęcia z czasu Starego Rogera, że był "szpetny jak noc", ale osobiście takowi ludzie mają u mnie duży minus, bo ja osobiście nigdy nie oceniam nikogo po wyglądzie. To znaczy wiadomo, pierwszy kontakt to ocena zewnętrzna, ale nie traktuję nikogo "według Fizyczności", oceniam człowieka w stu procentach dopiero, gdy pogadamy, czyli gdy poznam jego psychikę, osobowość, zachowanie, to, jaki jest, co ma w głowie. A nie na zasadzie "ten jest brzydal, więc to frajer, nie szanuję go", "ten jest atrakcyjny fizycznie, jak model z okładki Mens Healts (czy jakoś tak), dopakowany, mam szacun, mój człowiek". Ale wracając... Był w atrakcyjności fizycznej wtedy dość przeciętny, ale był w porządku, miał dobry klimat, współtworzył dobre utwory z zespołem. Zwyczajna normalność. Mijają lata. Koledzy kłucą się, Pink Floyd wchodzi w czas wyeksploatowania, Roger rozpoczyna karierę solową, i w ten sposób zaczyna się punkt kulminacyjny. Z chwilą opuszczenia zespołu (mniej więcej wtedy) pojawiają się na jego głowie pierwsze siwe włosy,pierwsze lekkie zmarszczki, twarz się trochę zmienia. I wtedy, co można zobaczyć na zdjęciach z tamtych lat, Roger nie jest już brzydki. Wygląda już zwyczajnie, dobrze. Robi się trochę przystojniejszy, nabiera siły, a jego twarz prezentuje moc entuzjazmu i stylu. Anglik powiedziałby, że Roger stał się "nice man". Powstają prawie-genialne The Pros and Cons of Hitch
Hiking oraz Radio K.A.O.S. To był punkt kulminacyjny, poziom mocno średni, wielki wzlot w górę, ogień! I wreszcie nadchodzi "magiczny" rok 1997. Roger Waters siwieje całkowicie, starzeje się, jego twarz przechodzi w inny styl, i w ten sposób on osiąga szczyt zajebistości. Uwieńczeniem tego jest Amused to Death, GENIALNE DZIEŁO, lepsze nawet od The Wall, efekt przebłysku geniuszu w jego latach wieku średniego, za Starego Watersa, ale w 1997 Stary Roger odchodzi na zawsze w obszar pamięci, a powstaje NOWY ROGER WATERS! Wraz z siwymi włosami ten staruszek staje się przystojny jak nigdy, staje się pefekcyjnie atrakcyjny fizycznie, chill out'owy, silny, potężny i epicki, po prostu "COOL!!". Teraz są fenomenalne koncerty, świetne utwory muzyczne. Dalej już nie trzeba opowiadać. Tak jest przecież do dziś...