Niestety. Moim zdaniem koszmar. Cały sezon jaki flaki z olejem. Córeczka przybywa z przyszłości, bo tatusia nie było. Trix całkowicie zepchnięta na bok, a raczej wykopana z boiska. Zaniedbanie córki po śmierci ojca. Wszyscy na zakończenie szczesliwi tylko nie główni bohaterowie. Kochalem ten serial, ale bardzo się zawiodłem.
Melodramat to był już od pierwszego sezonu. Lucyfer to cymbał, Maze to sierotka Marysia, a nie żadna demonica, strażniczka Władcy Piekieł. W każdym odcinku rozkminy o uczuciach.
Właśnie w końcu obejrzałam ostatnie 2 sezony i faktycznie, najbardziej mnie chyba zirytowało co zrobiono z postacią Trixie - dosłownie 2 miesiące wcześniej straciła ojca, tymczasem nikt się nią nie interesuje. Wszystko kręci się wokół Rory, Lucyfer ma odejść - najpierw spędza czas z Rory, potem z Rory i Chloe, najwyraźniej nikt nie pamięta, że była jeszcze jedna córka :/
Chloe umiera - towarzyszy jej tylko Rory.
Sam pomysł na przybycie córki z przyszłości nie był zły, ale o pierwsze to za mało, żeby dźwignąć cały sezon, w którym poza tym mamy Chloe, której cała rola nagle ograniczyła się do dodatku do Lucyfera, snuje się poza tym bez celu i charakteru, Lucyfera, który nie chce zostać bogiem - co widz widzi już od pierwszego odcinka, a bohaterowie, wliczając w to genialną terapeutkę - zostają tym wielkim objawieniem zaskoczeni w ósmym odcinku. Z postacią Amenadiela coś tam próbują robić, ale trochę za późno, Lindy i Maze mamy niewiele...
A to bez wspomnienia o samym finale.
Moim zdaniem szkoda, że serial nie skończył się jednak o sezon wcześniej, tamten finał był znacznie lepszy.